Wszystko nowe

Są zespoły, które jak Bóg przykazał świętują okrągłe rocznice specjalnymi trasami koncertowymi z zestawem „greatest hits”, wydają też najczęściej takie płyty wiedząc, że wydawnictwo znajdzie popyt wśród fanów.
Lubelska Federacja Bardów konsekwentnie prze pod prąd: pięć lat temu świętowała swoją dychę nagrywając w Studio im. Agnieszki Osieckiej w Warszawie koncertową płytę z zupełnie premierowym materiałem. Tegoroczne piętnastolecie uczciła w jeszcze bardziej korzenny sposób, nawiązujący do kotłownianych i hadesowych początków: zagrała koncert premierowych piosenek dla dość wąskiego grona fanów w aktualnym mateczniku, gdzie na co dzień ma próby – świdnickim Miejskim Ośrodku Kultury. Tradycją Federacji jest, iż każdy program ma swój tytuł, nawet jeśli nie idzie za tym nagranie płyty. Przekaz tego tytułu jest prosty i dobitny: „Wszystko nowe”.
Po jednorodnej i konsekwentnej stylistycznie płycie „Stachura – Poematy” artyści mogli szerzej rozwinąć skrzydła, sięgając do wielu źródeł i styli. Świdnicki koncert, zagrany 26 kwietnia br., czyli prawie dokładnie w piętnastą rocznicę oficjalnego debiutu na scenie Hadesu, tę swobodę uwidocznił. Kompozytorzy dali upust swoim sympatiom, nawiązując znowu chociażby do klimatów folkowych (głównie za sprawą Jana Kondraka). Rodzimych (mazur w „Ojczyźnie” i „E-Buk”) jak i zza oceanu (pięknie i subtelnie zaaranżowana meksykańska ballada „Caballo Blanco”). Pojawił się motyw tanga, niesłyszany od czasów grześkowiakowej „Loli Madonny”. Są subtelne nawiązania do muzyki klasycznej: w utworach Piotra Selima, co jest zrozumiałe i ma swoją tradycję, a także u Jana Kondraka (to akurat mniej oczywiste). Jeśli jednak wydawałoby się komuś, że gitarzysta Piotr Bogutyn, który zdominował w naturalny sposób brzmienie „Poematów” jest bezrobotny, to wyprowadzam z błędu: gitary elektryczne są prawie wszechobecne w nowym materiale. Świadomie piszę w liczbie mnogiej, gdyż muzyk korzysta z kilku instrumentów, co pozwala mu osiągnąć bardzo różnorodne brzmienie. Na przykład wykreować westernowy klimat a’la The Shadows we wspomnianym „Caballo Blanco” czy ciekawie imitować „zawirusowanie systemu” w „Antywirusowej” Marka Andrzejewskiego. Są także momenty, gdy gitara gra po prostu porządny rock, taki spod znaku np. Ugly Kid Joe: to Marek Andrzejewski, który dwa lata temu zaskoczył fanów brzmieniem solowej płyty „Elektryczny Sweter”, w nowym materiale Federacji proponuje utwór „Karty na wiatr”, kolejny ukłon w stronę najlepszych muzycznych tradycji amerykańskiego południa.
Jest w tym nowym programie kilka rzeczy bardzo istotnych, wyrastających z materii muzycznej daleko poza nią, a pierwsza z nich to poszerzenie grona twórców. Kompozytorski udział basisty Krzysztofa Nowaka w „Poematach” nie stał się jednorazowym wydarzeniem, w nowym repertuarze mamy utwór „Nokturn poranny” (do słów Jana Kondraka) oraz współudział w dwóch kompozycjach Joli Sip: „Wróżka” i „Tuli pan”. W pierwszej piosence uwagę zwraca wstęp – orientalna wokaliza Joli, płynnie przechodząca w temat tanga, co samo w sobie jest świadectwem klasy wokalistki. W drugim utworze, utrzymanym w jazzującym klimacie i ozdobionym wstawkami skrzypiec, których nie powstydziłby się zapewne Michał Urbaniak, dodatkowo klimat tworzą partie chóralne (w końcu to znak firmowy zespołu) – jedyna rzecz, jakiej brakuje na solowych koncertach Joli Sip.
Jest w tym prócz konkretnego aktu twórczego także pewna symbolika: Lubelska Federacja Bardów wraca do tradycji z początku działalności, kiedy materiał tworzyli prawie wszyscy członkowie grupy, staje się nomen-omen tyglem większej ilości „składników twórczych”. Zwłaszcza że za nowymi kompozytorami pojawiają się nowi wokaliści…
O tym, że Kasia Wasilewska, dzielnie zastępująca Pawła Odorowicza, potrafi śpiewać „na poważnie” wiedzą fani folku od co najmniej dekady – skrzypaczka, a jednocześnie wokalistka ma na koncie płytę „Folk! Jamboree” nagraną ze swoim zespołem Samhain w roku 2005. W Federacji przez pierwsze lata koncentrowała się na instrumencie, jednak powoli na koncertach zaczęła stawać też przy mikrofonie, swoim wysokim, ale nie pozbawionym lekko zadziornej chrypki głosem, będącym niejako w opozycji do głębokiego altu Joli Sip, tworząc chórki. Przełomem okazał się znów materiał „Poematów”, gdzie udział wokalny skrzypaczki wzrósł mocno i wiadomym było, że to już tylko krok do debiutu solowego. W programie „Wszystko nowe” Wasilewska ma dwa bardzo klimatyczne utwory: wspomniany „Nokturn poranny”, w którym dodatkowo kompozytor, Krzysztof Nowak, gra na gitarze akustycznej, oraz autorską piosenkę Jana Kondraka „Bratki”. Obie zaaranżowane oszczędnie, bez sekcji rytmicznej, z wyeksponowaniem głosu wokalistki i obie o dużym ładunku emocjonalnym.
Autorska spółka Andrzejewski (muzyka) i Kondrak (słowa) ma na koncie bardzo udane piosenki, że wspomnieć tylko o „Co ona ćpa” czy „Chwila u wrót podróży”. Duże szanse by dołączyć do tego grona ma „Kołomyjka chomika świętoszka” – materiał debiutu perkusisty Tomasza Deutryka jako pełnoprawnego wokalisty zespołu. Że śpiewać pałker potrafi, usłyszeliśmy w czasie pierwszego koncertu zespołu w Teatrze Starym w Lublinie, choć był to wtedy tylko udział w chórze całej Federacji. Teraz Tomasz Deutryk wyszedł zza bębnów i udowodnił, że jest pierwszorzędnym frontmanem, potrafiącym bez zaniedbywania śpiewu uczynić atrakcyjny ruch sceniczny i nawiązać kontakt z publicznością. Rzecz godna podziwu tym bardziej, że sama piosenka zgodnie z tytułem motoryczna i rozpędzona, do łatwych nie należy. Nagrodą dla artysty były rzęsiste i bardzo długie brawa. Skierowane zresztą do całego zespołu, który chwilowy wakat za bębnami wykorzystał do totalnego przemeblowania: perkusją zajął się ojciec regularnego pałkera – Krzysztof Nowak, bas oddając gitarzyście Piotrowi Bogutynowi. Gitarę przytulił w przenośni i dosłownie Selim, udowadniając, że prócz rockowego image’u pianista – klasyk może zaoferować solidny podkład rytmiczny. Za klawiaturą przysiadł Marek Andrzejewski, gitarą akustyczną zajęła się Kasia Wasilewska, dla dopełnienia zmian Jola Sip stała się perkusistką z dziecięcą grzechotką, a Jan Kondrak wywijał plastikowym wiatraczkiem… Dodajmy, że grzechotka Joli miała znaczenie bardzo symboliczne, wokalistka była bowiem w tym czasie w stanie błogosławionym… O ile zmiany instrumentalne mają charakter happeningowy, to udzielanie się wokalne Tomasza Deutryka jest zjawiskiem ze wszech miar artystycznym i poważnym, ten człowiek po prostu powinien prócz grania śpiewać, albowiem zdradza wszelkie objawy talentu.
„My mamy w nazwie słowo bard i warto przypomnieć po piętnastu latach, kto to jest bard. To jest ktoś, kto dla pożytku publicznego redefiniuje stare pojęcia i mity, przewartościowuje ustalone wartości”. Słowa te padły z ust Jana Kondraka kilkakrotnie w czasie koncertu. Nietrudno też dostrzec, iż właśnie Jan Kondrak do tego zadania przyłożył się najsumienniej, a na pewno najbardziej wyraziście. W warstwie słownej nowego materiału wyróżnia się bowiem jego trylogia nawiązująca do znanego, czasem wręcz nadmiernie eksploatowanego hasła „Bóg, Honor, Ojczyzna”. A może rozprawiająca się z nim?
„Boga” dostrzegł Kondrak w Internecie, najnowszym wynalazku cywilizacji, umożliwiającym ludziom komunikację na całym świecie, komunikację w dużej mierze niecenzurowaną, spontaniczną i owocującą powstawaniem nowych, wirtualnych społeczności. A organizujące się społeczności cechują się m.in. chęcią regulowania swego bytu poprzez tworzenie i respektowanie praw… Sama kompozycja i jej aranżacja zaskakują twórczym połączeniem: w zwrotkach słychać wpływ słynnego „Chóru niewolników” z „Nabucco” Verdiego, natomiast refren oparty jest na mazurku, ozdobionym mocnymi akordami gitary Piotra Bogutyna.
„Honor” przeciwnie do Internetu odnosi się do atawizmu, do biologicznych podstaw trwania gatunku, sfery seksu, związanej z tym zazdrości o kobietę, o terytorium. Być może honorem tym jest testosteron w męskiej krwi, dyktujący określone zachowania? Chociaż autor we wstępie do piosenki zasugerował spojrzenie na honor jak na małego urwisa, rozrabiakę w piaskownicy…
Na tle tych dwóch ironicznych obserwacji „Ojczyzna”, utożsamiona z zieloną trawą porastającą ziemię wydaje się być znacznie bardziej stonowana i ironii pozbawiona, zwłaszcza że od strony muzycznej to właśnie ona została ubrana w szaty folklorystyczne, czyli w melodię wspomnianego mazura, co tylko dodaje piosence uroku i wiarygodności. Umiejętne wplecenie JEDNEGO SŁOWA („blizna”) uruchamia u słuchacza ciąg skojarzeń o bolesnej historii:
Flaga z rumianku Z dzikiego maku
Sadu feretron w złocie rzepaku
One są hymny mojej ojczyzny
Hymny przekwitną Odsłonią blizny
Biorąc pod uwagę, że ostatnie teksty o szerszym wydźwięku społecznym autor proponował na swoje solowej płycie „Kto, Co” z 2008 r. trylogia z „Wszystko nowe” stanowi duże wydarzenie, zaświadcza o talencie do obserwacji i przekuwania wniosków w zgrabne i niebanalne sformułowania korzystające ze współczesnego słownictwa:
E Buk E Buk
Sieć się imię twoje
Fajny login masz
Daj nam hasło swoje
Oprócz tej trójki Jan Kondrak zaproponował balladę „Caballo Blanco”, wspomnienie o zmarłym w 2012 roku amerykańskim ultramaratończyku Michaelu Hickmanie. Tak jak w przypadku wcześniejszych utworów – muzyka doskonale współgra z tekstem, na okoliczność tej aranżacji Jan Kondrak sięga po gitarę (w bardzo wysokim strojeniu, imitującym brzmienia gitar meksykańskich), dzięki czemu po raz pierwszy publiczność może podziwiać obecność na scenie czterech gitarzystów!
Teksty napisane lub współtworzone dla innych wokalistów mimo bardzo różnorodnej tematyki i stylistyki noszą jedno wspólne piętno: umiejętność dopasowania tych słów do osobowości śpiewających. „Wróżka” Joli Sip mogłaby z powodzeniem ozdabiać solową płytę wokalistki:
Pan to utracił Wie że to nie frazesy
Że najważniejsza ona dom i dzieci
I jak na dłoni Jak kęs na widelcu
Widzę jak wielka jest ta pustka w sercu
„Nokturn poranny” i „Bratki” brzmią w ustach Katarzyny Wasilewskiej bardzo naturalnie, zwłaszcza ta druga piosenka swoim ładunkiem emocjonalnym i wojenną tematyką wywołuje poruszenie u słuchaczy. Przyszło mi do głowy skojarzenie, że gdyby dało się pokonać bariery czasu i realiów, to piosenka ta byłaby na którymś z kołobrzeskich festiwali wspaniałą, żeńską kontynuacją niezapomnianej ballady Edmunda Fettinga „Nim wstanie dzień”:
A ja sadzę bratki na kopczyku
Ziemia się ociepla od mych rąk
Bratek noszę wciąż we flakoniku
Taką mnie rozpoznasz tam gdzie światła krąg
Na koniec dodać należy, że słowa napisane dla Tomasza Deutryka (o nerwowej chomiczej gonitwie) idealnie pasują do ekstrawertycznej i bardzo dynamicznej osobowości perkusisty.
Padło dużo słów o debiutach i o wzmożonej aktywności Jana Kondraka, kolej więc na pozostałych twórców repertuaru: Marek Andrzejewski zaproponował swoją konsekwencję, drążenie i rozwijanie tematów. Wspomniana „Antywirusowa” zdaje się być ciągiem dalszym „Piosenki ze sputnikiem” i „Małych okien”, tym razem bohater ucieka nie przed telefonami, urzędami czy wścibskimi, a przed hakerami. Mamy tu więc i konsekwencję, i punkt styczny z „Bogiem” Kondraka (Internet). Niespodziankę i znak zapytania autor zostawił w ostatniej zwrotce:
Ten ktoś to przecież ja
wirus i antywirus
wywiad kontrwywiad
gmach i antygmach
Jest w tym jeśli nie przyznanie się, to choćby potwierdzenie faktu, iż życie w Internecie cechuje się podwójną moralnością, podlega specyficznym prawom, a często bezprawiu.
„Karty na wiatr” to jakby konsekwencja „Rozpal się ogniu”: rozczarowany podmiot liryczny być może nie doczekał się „ognia w nocy”, chce burzyć swoje poukładane, „zapięte w kwadrat” życie, wystawić je na przypadkowe działanie wiatru. Temu skojarzeniu służą podobne środki stylistyczne, jakich użył autor pisząc tekst. O muzycznej stronie utworu już było wspomniane, piosenka rozwija się od spokojnego wstępu do bardzo dynamicznej końcówki, zabrakło mi w niej tylko jakiejś solowej partii gitary, która przy tej stylistyce utworu byłaby logicznie dobranym elementem.
Marek Andrzejewski zawsze wyróżniał się w zespole zamiłowaniem do budowania tekstów z bardzo prostych zdań: kwintesencją tego stylu jest lekki, dowcipny, wręcz infantylny w pierwszym odbiorze „Kosmonauta”. Za prostymi zdaniami jak z dziecięcych rymowanek kryje się jednak głębsza myśl: o tym, że półśrodki i kompromisy często nie wystarczają, są sytuacje gdy (jak w przykładowym locie w kosmos) do sukcesu potrzebny jest jakiś komplet. W podobnym stylu, choć odmiennej tematyce, utrzymana jest ballada „Noszą ludzie serca”, gdzie oprócz tekstu uwagę zwraca chór pozostałych wokalistów przypominający nieco rosyjskie tradycje muzyczne, a dokładniej – basowy śpiew chóralny.
Na koniec została do opowiedzenia część repertuaru należąca do spółki autorskiej Hanna Lewandowska (słowa), Piotr Selim (muzyka, śpiew). Jest w tym pewna przewrotność, a może hołdowanie zasadzie „last but not least”, gdyż para ta odpowiada m.in. za klamrę programu. Na powitanie Selim zaproponował „Ze srebrnego kałamarza”, od strony muzycznej dość prostą i chwytliwą piosenkę, pomyślaną do wspólnego śpiewania. I tak też jest wykonywana – przez całą czwórkę wokalistów. Zamknięciem koncertu był zaś „Okruszek”, jedna z piękniejszych melodii, jaką pianiście udało się do tej pory stworzyć. Teksty obu piosenek, jakkolwiek odmienne stylistycznie – dotykają tego samego tematu: upływu czasu oraz blasków i cieni tego faktu. Sformułowanie „Ze srebrnego kałamarza płynie nowa mowa” można potraktować jako styczną z tekstami Andrzejewskiego i Kondraka o Internecie, a może szerzej – o współczesnych mediach, gdy telewizja i sieć zaczynają zlewać się w jeden twór. W „Okruszku” słychać wpływy twórczości ks. Twardowskiego (nie pierwszy zresztą raz), Hanna Lewandowska wielokrotnie w historii współpracy z Piotrem Selimem budowała słowa piosenek w oparciu o obserwację przyrody i włączanie konkretnych jej elementów (zwierząt, roślin, zjawisk pogodowych) do „scenariusza” tekstu.
Jest we mnie wiary okruszek
Motyl nadziei na ręce
Że w życiu nic już nie muszę
Jedynie chcieć mogę więcej
Chociaż autorka słów odżegnuje się od takiej interpretacji – bez trudu można dopasować słowa obu piosenek do sytuacji, w jakiej Lubelska Federacja Bardów się znajduje, zwłaszcza że sformułowanie „czwórka bez sternika” jak ulał pasuje do obecnej konstelacji zespołu, gdzie z dawnego składu została właśnie czwórka wokalistów, z których każde odżegnuje się od miana lidera.
Oprócz tej klamry Selim zaśpiewał dwie piosenki pokazujące go w zupełnie różnych światłach: „W samo południe” to kolejny dowód na tezę o największym liryku zespołu, od strony muzycznej jeszcze jeden przykład wspaniałego zgrania instrumentalistów: ciekawego motywu basu Nowaka oraz wymieniających się partii skrzypiec i elektrycznej gitary. Nowinką w tekście są subtelne, ale wyraźne odniesienia do sfery erotycznej w związku dwojga ludzi.
„Kobiety mojego życia” to od strony muzycznej i wokalnej nowa jakość w dorobku pianisty: śpiew Selima jest zdecydowanie bardziej szorstki, wręcz drapieżny, w połączeniu ze żwawą motoryką utworu sugeruje dość stanowcze, acz nie pozbawione sentymentu rozliczenie się z przeszłością. Jest bardzo prawdopodobne, że kompozycja ta jest echem udziału Piotra Selima w muzycznym spektaklu „Wieczorem” Włodka Pawlika, gdzie lubelski bard (wraz z Jolą Sip i Janem Kondrakiem) wykonywali utwory zupełnie innego gatunku niż ten, który na co dzień uprawiają.
Cóż można przyjąć za podsumowanie tego koncertu – premiery materiału? Niejako automatycznie nasuwa się porównanie do płyty „Dycha w Trójce”, będącej zapisem koncertu na dziesięciolecie i premiery ostatniego materiału w zupełności autorskiego (wyjąwszy teksty Włodzimierza Wysockiego). Porównanie to wypada bardzo pozytywnie (co nie oznacza, że „Dycha” jest słaba). Słychać po prostu, że te pięć pierwszych lat drugiej dekady bardzo posłużyło zespołowi w kwestii zgrania się nowego składu muzyków, odnalezienia się w formule Lubelskiej Federacji Bardów, a nawet wybicia ponad poziom zespołu. Że dotychczasowi twórcy absolutnie nie cierpią na uwiąd i wypalenie. Że zgodnie z definicją roli barda (wygłoszoną kilkakrotnie przez Jana Kondraka w trakcie koncertu) – lubelscy bardowie dalej mają chęć i moc wyrażania swoich przemyśleń na temat tego co widzą i słyszą dookoła. Pozostaje więc tylko wyrazić życzenie, by materiał ten znalazł miejsce na kolejnej płycie zespołu, tak byśmy mogli kontemplować go dowolną ilość razy.

Sławek Kuśmierz