Marek Andrzejewski pisze

Śpiewanie poematów Edwarda Stachury

albo

Zdania samonucące się

 

Ciągle mi się to zdarza. Nagle i zaciekle atakuje mnie jakieś zdanie. Atakuje przez oczy, (czasem też przez inne zmysły) wdziera się do głowy. Panoszy się, domaga śpiewania, ma coś natarczywego w sobie. Bezczelnie, nachalnie się nuci. Czasem wręcz pełnym głosem mi grzmi! Właśnie z książek Stachury, z tego kierunku wciąż idzie największa ofensywa fraz samonucących się. Ze zbioru Się wśpiewuje się od razu pierwsze zdanie:

Się szło jedną z licznych dziesiątlicznych setlicznych tysiąclicznych entlicznych pętlicznych dróg planety.

Czyż to nie jest wspaniały refren? Wyśmienity! I bardzo mi bliski, w końcu (i na początku) sam sporo przewędrowałem. Wciąż wyskakują z kartek Stachury linijki pełne życia. Atakują jak desantowcy, albo raczej jak tygrysy zdania piękne, jaskrawe, ogniste i dzikie. Nasycone uczuciami.

Mówi się, że muzyka jest nosicielem emocji. Tutaj te emocje są już w tekście, a rolą kompozytora jest tylko nie zepsuć właściwej Stachurze muzyczności. Nie przefajnować. Nie sprzeciwiać się i nie stawiać siebie przed tekstem. Tu trzeba ramię w ramię. Przykład: Pieśń opiekuna ciała z poematu Dużo ognia zaczyna się od:

Tak sądzę że pory roku dyktować zgięciem przegubów
to piękna wyśmienita taka umiejętność

Zachwyca nieoczekiwana składnia, odświętne i uroczyste brzmienie słów. Dwie zwrotki dalej, natrafiamy na samonucący się refren: Na południe wędrujmy milordzie na południe. Właśnie tak! Na południe jak klamra otwiera i zamyka zdanie. I moim obowiązkiem jest tak to zaśpiewać. Z resztą, obowiązek czy nie, to się samo tak właśnie frazuje! Wystarczy podążać za myślą autora, by znaleźć niespodziewaną, niebanalną i nieograną melodię. Wyznam szczerze, że w komponowaniu do Poematów Stachury to właśnie lubię najbardziej. W takie nieoczekiwane regiony zaprowadziły mnie Pieśni: Wiara i Dużo ognia (poemat Dużo ognia). Czułem, że do idealnej muzyczności tych Pieśni niezbędne jest każde słowo, wszystkie linijki w całości i kolejności zapisanej przez autora. I to się udało! Nie zawsze jest tak pięknie. Zdanie: I więcej mnie ognia paliło niż najognistrze przypadki (poemat Dużo ognia) znalazło u mnie refren dopiero w Siekierezadzie: wieczny ogień, wiecznie zapalona lampka, wiecznie płonąca w głowie żagiew. Przytrafiło się, wybaczcie, twórcze podejście. Tak bardzo spodobała mi się ta płonąca w głowie żagiew.

Na wspólnych śpiewankach wciąż popularne są śpiewy do piosenkowych tekstów Stachury. Piosenkowy Stachura wcale nie został zapomniany (to nam daje do myślenia)! Dużo bardziej ja jednak wybieram śpiewanie poematów! Towarzyszy mi wtedy poczucie niezwykłości i świeżości. Zamiast piosenki Z nim będziesz szczęśliwsza (obowiązkowej przy każdym górskim ognisku) wolę zaśpiewać:

szczęście z wami

cicho ze mną (z poematu Przystępuję do ciebie)

Tyle uczuć w paru słowach! Od razu zapalają się w głowie dwie lampki: jedna z napisem LEGENDA, druga ŻYCIOPISANIE. Lampki świecą się cały czas (i nie tylko z powodu osiemdziesiątej rocznicy urodzin autora). Jeszcze jeden przytoczę refren (poemat Kropka nad ypsylonem):

pomóż wspomóż dopomóż wyjątku czuły
odeprzeć tłumne armie reguły

Ma rytm, brzmi wspaniale! A przede wszystkim zawiera w sobie całą treść poematu. Ten refren to manifest. Mój na pewno: artysta przeciwko schematowi. Można go odczytać parafrazując Kaczmarskiego:

śpiewak zawsze był sam…

Na ogół sam piszę teksty do swoich piosenek, nie muszę posiłkować się cudzymi. Ale wypisane powyżej przypadki samonucących się zdań, nie pozwoliły mi przejść obok nich obojętnie i zabrały w fantastyczną przygodę. Czego i Wam życzę.

Marek Andrzejewski