Kraśnik powitał Lubelską Federację Bardów słoneczną serdecznością plakatów zapowiadających koncert. Federacja przywitała Kraśnik trójcą wysłanych na zwiady hiciorów: „Wstań przyjaciółko moja”, „Specjalista od wzruszeń” i „Jak listy”. Rekonesans się powiódł – piosenki przyjęto bardzo ciepło, sowitymi brawami wynagradzając ich wykonawców: Jana Kondraka, Piotra Selima i Marka Andrzejewskiego. Na tak dżentelmeńsko uklaskany grunt weszła cesarzowa nastroju Jola Sip, która bardzo licznie zgromadzoną publiczność zabrała do wesołego „Imperium intymności”. Dalej także było pogodnie: radośnie miłośnie w „Idę skacząc po górach” i nonszalacko bumelancko w „Tylko misie”.
Potem zaczęło się „Bardziej” – wybrzmiały piosenki z najnowszej, taneczno – publicystycznej płyty w stylu vintage. Zaczął Piotr Selim i kobiety jego życia: „kobiety mojego życia opływały najdalsze wyspy, przynosiły zioła, a ich kwiaty rozkwitały wyłącznie nocą”. Po nim sceną zawładnęła zasłonięta dotąd skrzypcami Katarzyna Wasilewska i nostalgiczne „Gawrony”. Ukryty w tytule płyty bard oczami Jan Kondraka przyjrzał się współczesnemu, średniokrajowemu Polakowi. Przeciętny Kowalski woli skołować niż zarobić, tępi tych, którym coś zawdzięcza, pożera Żydów na portalu; i chociaż „zaprawdę (…) cudowny jest”, jego portret zmusza do niełatwych i niewdzięcznych rozważań, ile Kowalskiego jest w każdym z nas. Gorycz ledwie przełkniętej pigułki osłodziła po aptekarsku wyważona przez Piotra Selima i Jolę Sip dawka dwóch erotyków: pełnego miłosnych apeli „W samo południe” (”odpuść mi bezczelną samotność w pełni aż po brzegi, to kołatanie serca przed furtką do szczęścia”) i kojącego „Twoja siła” („skroń przy skroni, jak dobrze jeszcze raz Cię dogonić, myśl obok myśli, jak dobrze jeszcze raz Ciebie wyśnić”). Marek Andrzejewski zaprosił słuchaczy na „Wieczór autorski”, lecz – kto by to przeczuł – nikt nie przyszedł („dobrze, że wino choć mamy, ożeż kogucik blaszany i że przynajmniej rymy są żeńskie”). Bardzo kobiece były także trzy kolejne utwory. Prosto w serce i w sumienie uderzyła publiczność Katarzyna Wasilewska, przejmująco śpiewając „Bratki”: „wieki mkną i cuchną spalenizną, ciągle na trawniku jakiś wrak; ciągle piasek walczy z leja blizną i zbłąkana kula śpiewa a nie ptak… a ja sadzę bratki na kopczyku, ziemia się ociepla od mych rąk; bratek noszę wciąż we flakoniku, taką mnie rozpoznasz tam gdzie światła krąg”. Wstrząśniętych słuchaczy przepięknie utuliła swym głosem Jola Sip: „kołysz mnie do snu co noc, zetrzyj z czoła czarne myśli; nie wiem, jaki jutro czeka dzień… ten najlepszy niech się przyśni.” Po chwili charakter pokazała znowu Katarzyna, prekursorka śpiewnego wyznawania miłości: „to wielkie i proste jak ślad samolotu na niebie – kocham ciebie”.
Ostatnią prostą koncertu rozpoczęły pogodne konstatacje na temat życia: Markowe „Raz na walcu” (…„raz pod walcem, życie polega na walce”) i Piotrowe „I wszystko nam gra” („życie to życie nie miód, a jednak cud”. Na pożegnanie wybrzmiała genialna Janowa „Piosenka w samą porę” („pozwól odejść już, że nie całkiem zechciej wierzyć”), ale publiczność nie pozwoliła odejść Federatom, dopóki nie wykupili się swą słynną pieśnią z tytułem na „A”. Kłaniali się widowni: Jan Kondrak (śpiew, ruch sceniczny), Marek Andrzejewski (śpiew, gitara), Jola Sip (śpiew), Katarzyna Wasilewska (śpiew, skrzypce), Piotr Bogutyn (gitara elektryczna, aranże), Tomasz Deutryk (perkusja), Krzysztof Nowak (gitara basowa).
Kraśniczanie owacjami na stojąco dziękowali Lubelskiej Federacji Bardów: za bogate, cudownie brzmiące instrumentarium, mocne i piękne głosy, fascynujące połączenie warsztatu i bożej iskry, za zabawne, czułe, poruszające, zawsze przy tym mądre teksty, za charyzmę i swojskość wreszcie. Dobrze mieć Federację tak blisko, za dwiema miedzami, dobrze posłuchać ich z płyty i dobrze czasem dać się ich żywej muzyce zniewolić bezpośrednio. Ostatnie takty milkną, Federaci odjeżdżają drogą krajową nr 19, pęta opadają i… „tej wolności szkoda, gdy już się po niej rzeka szkli”…