Premiera tejże płyty miała miejsce w połowie listopada, może więc tytuł recenzji jest lekko naciągany, ale tak jak muzycy podkreślają na koncertach, że o pół tonu się nie kłócą – tak i my o te półtora miesiąca nie będziemy się spierać.
Po dwukrotnym doświadczeniu pracy w studiu („Stachura – Poematy” z 2012 i „Bardziej” z 2018 roku) Federacja wróciła do tradycji wypracowanej wszystkimi innymi pozycjami swojej dyskografii. Zespól nagrał płytę koncertową. Rejestracja dwóch występów miała miejsce rok wcześniej, 4 i 5 listopada 2022 roku, na deskach lubelskiego Teatru Starego. Miejsca dobrze znanego artystom z wielu koncertów od wiosny 2012, kiedy Teatr zmartwychwstał po latach bycia kinem, a potem po prostu popadania w ruinę. Tutaj też zespół nagrał w 2014 swą płytę „Koncert Jubileuszowy”, wydaną w wersji audio i wideo na piętnastolecie działalności. Kończąc zaś porównania i przypomnienia dodajmy, że jak na płycie „Dycha w Trójce” (2009) – postawiono na materiał premierowy.
Premierowy i obfity – na płytę weszło aż osiemnaście piosenek. Po cztery śpiewają panowie Marek Andrzejewski, Jan Kondrak i Piotr Selim. I aż po trzy panie Katarzyna Kowanek i Jolanta Sip. Aż, albowiem to spora zmiana w stosunku do płyt poprzednich.
Inaczej wyglądają statystyki dotyczące autorstwa utworów. Materiał jest stuprocentowo własny, federacyjny. A także w pewnym sensie klasyczny autorsko: Andrzejewski i Kondrak są samodzielnymi kompozytorami i autorami tekstów, jest oczywiście duet twórczy Lewandowska – Selim i jest nowość: basista Krzysztof Nowak dostarczył dwie autorskie piosenki, gdzie odpowiada za muzykę i teksty. Podarował je sprawiedliwie obu wokalistkom. Nie ma znanych z poprzednich płyt kombinacji typu Kondrak i Andrzejewski, Nowak i Sip itd. Marek Andrzejewski dostarczył sześć piosenek, w tym dwie dla Kasi Kowanek. Tyle samo mamy od Hanny i Piotra i znowu – dwie piosenki trafiły do rąk Joli Sip, resztę śpiewa Piotr. Tyle statystyki.
Płytę otwiera „Dom” Marka Andrzejewskiego, z dynamicznym wstępem, przywodzącym na myśl nagłe uderzenie rzęsistego deszczu. Tu uwaga dotycząca wszystkich utworów: mimo, że jest to live, brzmienie jest bardzo pełne, soczyste i dynamiczne. Zasługa bogatego instrumentarium Federacji, ale i wielu godzin pracy Andrzejewskiego, który miksował cały materiał. A także znanego warszawskiego producenta muzycznego, Andrzeja Karpa, który odpowiada za mastering.
W zapowiedziach tej piosenki, na koncertach LFB i własnych solowych, Andrzejewski często podpowiada słuchaczom, że jedną z inspiracji do tekstu była wojna za naszą wschodnią granicą. Kto chwyta ten kontekst, nie będzie już traktował słów „czy czeka wciąż dom” jako piosenki turystów wracających z wakacji i niepewnych czy wyłączyli żelazko przed wyjazdem.
Marek Andrzejewski jest bez wątpienia najistotniejszym łącznikiem Federacji z nurtem piosenki turystycznej. Dla Kasi Kowanek napisał wzorcowy utwór z tego nurtu: „Nie czekaj”. Zarówno tekst jak i chwytliwa melodia z samośpiewającym się refrenem proszą się o pieczątkę „do radia z tym!” I powinny za jakiś czas być grane i śpiewane przy każdym ognisku w kraju. Pewnie za wyjątkiem zgrabnej solówki gitarowej.
Tu czas najwyższy zaanonsować – płyta jest debiutem nagraniowym i fonograficznym Michała Lewartowicza w barwach LFB. Gitarzysta ten zastąpił Piotra Bogutyna, który jakiś czas temu znalazł miejsce w reaktywowanej Budce Suflera, prowadzi też inne projekty muzyczne.
Ten sam temat wakacyjnej wędrówki Andrzejewski poruszył w kolejnym utworze, „Upalne lato”. Od strony muzycznej zaskakuje nieco gitarowy wstęp, wyjęty jakby z pierwszych płyt Manaamu, choć dalej jest już bardziej skomplikowanie. A w tekście pojawia się charakterystyczna dla Marka chęć ucieczki od cywilizacji, od schematów dnia codziennego.
W ten sposób przechodzimy do kolejnej piosenki, znowu eksploatującej „ulubione” tematy Andrzejewskiego. „Piękna bajeczka” zdaje się być wyjęta z ostatniej solowej płyty artysty – „Wariactwo”. Płyty prawie w całości poświęconej schyłkowości naszej cywilizacji, jej pułapkom i ślepym uliczkom. Tutaj tytułowa bajeczka jest synonimem tego co słyszymy i widzimy w mediach i… czego chcemy słuchać, nawet pomimo jawnego oszustwa i wciskania kłamstw.
Klimat zagubienia i bezradności wobec wydarzeń, na które nie mamy wpływu wypełnia także drugą z piosenek przeznaczonych dla Kasi Kowanek, „Nić jedwabnika”. Tym razem jednak bohaterka widzi swą szansę i ratunek. Jest nią drugi człowiek, ten z którym chce się iść przez życie:
Lek na lęk
Tyś jest lek na wiek
Tyś jest wyjście z trwogi
Tyś jest pewność drogi
Rzuć linę brwi
Wyciągnij mnie z otchłani
Z przepowiedni wykreśl złej
Wciąż toczy się nurt
Wciąż niebieskie są łzy
Snuje się jedwabnika nić
Ostatni utwór Andrzejewskiego (a przedostatni na płycie) wnosi jednak optymizm. Nie taki hura, raczej wyrażany ostrożnie, niemniej prawdziwe „światło we mgle”:
Będzie co ma być
Już prawie to rozumiem
Prawie już chwytam tę myśl
Kątem oka ją widzę i czuję
Radość dla świata
Radość dla ciebie i mnie
Szczęście dla wszystkich nas
Dla wszystkich światło we mgle
Na wielu koncertach pierwsze wersy piosenki Marek wykonuje po ukraińsku, znowu dając nam do zrozumienia, co było inspiracją do napisania tekstu, a przynajmniej do jego aktualnego interpretowania.
W porównaniu do tego co zaproponował Andrzejewski oraz spółka Lewandowska – Selim (o czym później) – Jan Kondrak wykonał największą woltę stylistyczną, zwłaszcza w warstwie słownej. Wyczerpawszy na płycie „Bardziej” oraz własnej, solowej „Czeska” nurt socjologiczny, zaproponował tematy bardzo różnorodne.
I objawił kunszt literacki, choćby w postaci minimalizmu, bo „Eko pogo” to naprawdę tylko kilka zdań, na potrzeby muzyczne dość gęsto powtarzanych. A jednak z bogatą symboliką, za którą kryje się uznanie dla porządku świata, dla natury i ludzkiego współistnienia z nią. I zrozumienie, wręcz zachęta do młodzieńczego buntu i chęci poprawiania tego świata – bo tak należy chyba interpretować namawianie młodzieży do „skakania bogom do okna”.
„Małe Jasło” tak minimalistyczne już nie jest, choć także pełne odwołań i symboli, zrozumiałych dla tych, którzy nieco biografię Kondraka znają, zwłaszcza jej sekcję pod nazwą sport. Piosenka wije się werbalnie wokół startów barda w bieszczadzkim ultramaratonie „Bieg Rzeźnika” przywołując z imienia i nazwiska znajomych z tych stron: fotografa Janusza Grzecha i Sebę Skórkę – gospodarza zajazdu „Pod Caryńską”.
Poważne kłopoty ze zdrowiem legły u podstaw kolejnego utworu: „Psalm od początku do końca”. W trzech niedługich zwrotkach autor zawarł swą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość w kontekście emocjonalnych relacji ze Stwórcą. Bez patosu, ale i bez łzawej ckliwości. Po mistrzowsku. Od strony muzycznej mamy nowinkę – do niespiesznego rytmu utworu Tomek Deutryk odłożył pałeczki perkusji i sięgnął po cachon. Głębokie dźwięki tego instrumentu pięknie podkreślają nastrój pieśni, pospołu z rozedrganymi dźwiękami gitary:
Bywasz niespodzianie panie
Nie na zawołanie
Dobrze że tak
Że brak
Dobrze że brak
Ja z tęsknoty i marzeń
Wydumanych obrażeń
Na początku się czułem jak wrak
Dobrze że tak
Że mnie siałeś swym ziarnem
I podlałeś napalmem
I wyrosłem na gaj dzikich palm
I to mój psalm
Tak jak Andrzejewski ostatnim utworem wyraził optymizm, tak Kondrak po tematach ostatecznych zachował na koniec bardzo konkretne i wyraźne wspomnienie. Wspomnienie pięknej nieznajomej spotkanej w podróży i zapadającej w pamięć na długo, być może na zawsze. Okoliczności spotkania sprawiają, że utwór jest stylizowany na piosenkę włoską, a w tekście roi się od nawiązań do Sycylii i Włoch.
Spółka autorska Hanna Lewandowska i Piotr Selim eksploatuje tematycznie swoje ulubione rejony. Jest trudna miłość, podszyta poczuciem niedosytu czy niepewności: „Jeszcze jeden raz” – powolny walc zakamuflowany dźwiękami bluesa, z dynamicznym wstępem perkusji i z zawodzącą pięknie gitarą, a dalej z fortepianem niekoniecznie szopenowskim:
Jeszcze jeden raz pokaż twarz
Napełnij sieć spokojem
Uwierz mi, że ja
Wciąż dla ciebie mam moje serce, moją zbroję
Drugi z utworów to „Światło i ciemność” z dynamicznym, zadziornym motywem unisono skrzypiec i gitary:
Światło i ciemność toczą we mnie wojnę
Niespokojnie płynie los
Chociaż jesteś obok co dzień tęsknię za tobą
Z daleka mnie woła twój głos
Jest zachęta do walki o to się od życia należy („Wyrwij co twoje”). A na zakończenie płyty wybrano „Trzymajmy się razem” – tekst uniwersalny, bo zaczynający się relacją dwóch osób, a przechodzący do spraw ogólniejszych, można powiedzieć – społecznych. Choć oczywiście, jak to u Hanny Lewandowskiej, wszystko jest skryte w jej specyficznej poetyce, niedosłowne i niejednoznaczne. Co bardzo istotne – piosenka spełnia rolę klamry: Marek Andrzejewski śpiewa w otwierającym płytę utworze „Dom”:
Nie zmrozi nas lód
Nie pozbawi nas tchu
Póki łączy nas nić
Będziemy razem iść
Zaś na finał Piotr deklaruje:
Trzymajmy się razem – jak długo się da
Trzymajmy się razem – ty i ja
Trzymajmy się razem – wśród śmiech i łez
Trzymajmy się razem – po kres…
Piosenki przygotowane dla Joli Sip także trzymają się w tych ramach: „Pół na pół” to słowa skierowane przez dorosłą kobietę do swojej matki. Wspomnienia z dzieciństwa, cytowane obawy matki o córkę przeplecione są prostym stwierdzeniem refrenu:
Mały człowiek, wielki człowiek
Każdy snuje swą opowieść
Pnie się w górę, czasem spadnie
Byle jak lub całkiem ładnie
„Tak ci ładnie” to słowa skierowane do byłego partnera. Który notabene ma już od jakiegoś czasu inną. Ale to pożegnanie jest bez złości czy zawiści, raczej dobre życzenia na dalsze życie:
Tak ci ładnie w tym uśmiechu
Kiedy jesteś z nią
Tyle lat już przeminęło
Tyle zim i świąt
Kiedy znikasz z mej pamięci jak w popiele mak
Chociaż nie wiem co się święci – to zaczynam tak…
Na koniec został autorski debiutant: Krzysztof Nowak. Kompozytorsko debiutował ponad 10 lat temu, wnosząc dwa utwory na płytę „Stachura – Poematy. Później podarował piosenkę Kasi Kowanek (wówczas Wasilewskiej) na płycie „Bardziej” – do której tekst napisał Jan Kondrak. I był współkompozytorem piosenki Joli z tej samej płyty.
Teraz mamy do czynienia z jego autorskimi utworami śpiewanymi przez obie wokalistki. „Świerkowe dni” są wspaniałym dowodem wrażliwości Krzysztofa jako autora, piszącego do spokojnej, ciepłej muzyki:
Świat wybielał i zaistniał
czar tych chwil.
Splecionych dłoni cień
uchyla drzwi,
cicho gdzieś snuje się melodia
tych świerkowych dni.
Ociera z igieł woń –
twoja dłoń,
zapala już
światełka snów, światełka srebrnych snów.
Kasia Kowanek damskim głosem oddaje specyficzną namiętność basisty: Krzysztof od lat jest paralotniarzem, a szybując ponad rodzinną Zamojszczyzną kręci filmy z tych tras, następnie montuje z nich zgrabne reportaże ozdobione własną muzyką. To lotnicze wideoarchiwum jest dostępne w serwisie youtube:
Razem z marzeniami poszybuję chociaż chwilę,
razem z obłokami poszybuję lekko tak.
Nieba ujmę ptakom, one mają jego tyle,
wiedzą, że powietrze w górze ma najlepszy smak.
Tak jak ptak,
zawsze chciałam poszybować tam,
gdzie do ucha szepcze wiatr,
zawsze chciałam poszybować tam,
gdzie inaczej płynie czas,
zawsze chciałam poszybować tam.
Wspominałem przy niektórych utworach o muzycznych smaczkach, warto natomiast dodać ogólne stwierdzenie, że ponownie mamy do czynienia z płytą klasycznie federacyjną: współbrzmienie głosów wszystkich wokalistów jest perfekcyjne. Chórki jakie sobie nawzajem wyśpiewują urzekają aranżacją i precyzją. Zarówno te prostsze w strukturze jak w „Domu” czy „Nie czekaj” jak i bardziej złożone, podzielone na głosy damskie i męskie – np. we wspomnianym akcencie włoskim pt. „Malachitowa”. Oczywiście zespół bardzo dobitnie brzmi w refrenach końcowego „Trzymajmy się razem” będąc żywą wizytówką tekstu tej piosenki.
W maju 2024 roku minie Lubelskiej Federacji Bardów ćwierćwiecze działalności. Płyta z nowym, bardzo przebojowym (w federacyjnym tego słowa znaczeniu) materiałem, z brzmieniem odświeżonym dzięki nowemu, bardzo sprawnemu gitarzyście – jest doskonałym podsumowaniem tych dwudziestu pięciu lat. Ale i obietnicą, że będzie ciąg dalszy. Kolejne piosenki pozbierane w kolejne płyty…
Sławek Kuśmierz, listopad 2023.